Boliwia jest krajem gór, przestrzeni oraz kolorowych, tętniących życiem targów. Uwielbiam te mini miasta, gdzie przenikają się głosy, kolory, smaki, zapachy…
Pozornie chaotyczne, wąskie przejścia, tworzące labirynt kryją prawdziwe skarby. Można tu posmakować pachnących, soczystych owoców, kupić warzywa (ilość gatunków, kształtów i kolorów ziemniaków w Boliwii zapiera dech w piersiach), a także pachnące przyprawy, sery, jajka, kurczaki, mięso z lamy oraz makarony wybierając z kilkunastu gatunków (Włochy mogą pozazdrościć). Można tu kupić wszystko: skarpetki, buty, wszelkiego rodzaju ubrania czy tradycyjne kapelusze, które noszą Indianie Keczua i Ajmara. Ale też zabawki i przybory szkolne dla dzieci, kosmetyki, meble, sprzęt elektroniczny i dużo więcej.
W odpowiednich sektorach znajdziemy rząd maszyn do szycia „Singer”. Siedzące przy nich kobiety gotowe są naprawić każde rozprute ubranie. Bez trudu możemy tu wyczyścić buty, kupić rurę na wymianę albo wąż od prysznica. Jeśli coś nam dolega wystarczy udać do sektora z asortymentem produktów medycyny naturalnej albo… zakupić miksturę, która ochroni nas przed złym urokiem czy embriony lamy lub specjalne stroiki z liści, mydła i fałszywych dolarów, które przyniosą szczęście naszemu domowi. Jeśli zioła i liście koki nie pomogą, możemy skorzystać z lokalnych uzdrawiaczy i wróżów wieszczących przyszłość za pomocą kart tarota.
Jednak przede wszystkim, na targach można posmakować lokalnej kuchni. Sercem każdego targu w Boliwii są dla mnie tradycyjne garkuchnie. Ubrane w niebieskie fartuchy kucharki w wielkich garach i na naszych oczach pichcą lokalne potrawy. Wszystko jest pachnące, świeże i przepyszne! Kucharki nawołują głodnych klientów, wabiąc nazwami ulubionych potraw: zupa z orzeszków ziemnych lub paillita, czyli smażone mięso z lamy z jajkiem sadzonym, smażonymi na gorącym tłuszczu parówkami z dodatkiem ryżu, smażonych ziemniaków, cebuli, czerwonych buraczków i smażonych bananów. A to tylko dwie z licznych boliwijskich potraw.
Mój ulubiony miejski targ znajduje się w Sucre. Już od rana stanowcza babcia ze straganu śniadaniowego przygotowywała mi kawę i moją ulubioną kanapkę z rozpływającym się jak masło awokado i lokalnym białym serem. Drugie śniadanie to obowiązkowo obrana na miejscu papaja, mango albo ananas a do tego kruche ciastka z konfiturą lub miodem, albo jeszcze lepiej z miodem i orzeszkami ziemnymi. Czasami nie mogłam się zdecydować… Może lepiej wybrać świeżutki sok owocowy z truskawek albo bananów z dodatkiem jogurtu albo może bombę w postaci góry lodów z owocami i świeżo ubitą śmietaną? W południe Kelly, śliczna studentka prawa o dużych kasztanowych, śmiejących się oczach i mocnym niebieskim, pasującym do czepka i fartucha, makijażu codziennie dawała mi posmakować innych specjałów lokalnej kuchni. A boliwijska kolacja? Najlepiej u babci o łagodnym uśmiechu, który odkrywał jej złote zęby, która co i raz próbowała mnie namówić na kolejne danie. Jak już raz wpadniecie w ręce babci, która na płytach z gorącym tłuszczem przygotowuje mondongo albo salchipapas, to nie ma wyjścia, trzeba tu wrócić!
Na targu mogłam spędzać całe dnie. Spacerować, próbować lokalnych specjałów, gawędzić ze sprzedawcami. Albo tak, jak na targu w Tarabuco, usiąść z boku i po prostu patrzeć, jak mieszkańcy załatwiają swoje sprawunki, targują się i plotkują. Lokalna ludność – Tarabuqueños, nosi niesamowite stroje: kobiety i mężczyźni zarzucają na siebie poncza w paski w stonowanych kolorach ziemi i czerwieni, pod nimi chowają, m.in. zakupy. Na głowach noszą nakrycia przypominające kask lub hełm, a na nogach – sandały z opony albo drewniaki. Idąc, często podpierają się drewnianym kijem. Między straganami panuje niewiarygodny ścisk i tłok. Dzieci leżą w tekturowych pudłach lub na taczkach albo śpią wygodnie w kolorowych pledach zawiązanych na plecach pracujących mam. Bezpańskie psy szukają resztek jedzenia, żebrzące babcie wyciągają ręce, a trąbiące bez przerwy autobusy próbują przecisnąć się przez to swoiste mrowisko różności.
Najwspanialsze boliwijskie targi: Sucre, Tarabuco, Cochabamba (El Gran Mercado de la Cancha, Mercado La Pampa, Mercado San Antonio), La Paz (Mercado de Hechicerìa, czyli Targ Czarownic, Mercado Buenos Aires).